czwartek, 17 listopada 2016

O tym jak zaakceptowałam siebie

Kochane przyszłe Czytelniczki! Założyłam tego bloga, żeby dzielić się z Wami moimi przemyśleniami z perspektywy osoby puszystej, która posiada trochę nadprogramowych kilogramów. Na początek jednak pozwólcie, że się przedstawię.

Mam na imię Elwira i mieszkam na Śląsku. Od najmłodszych lat byłam... jak to się mówi... dobrze odżywionym dzieckiem. Niestety lub stety mam to w genach. Moja mama też do najszczuplejszych nie należy, a i tata nie jest małym facetem. Fakt, że lubimy sobie też dobrze zjeść, ale wszystko w granicach normy. Zawsze zazdrościłam swoim koleżankom, które mogły wcinać zapiekankę za zapiekanką, a mimo tego były szczuplutkie. Ze mną było inaczej.
Na zdjęciach grupowych czy to jeszcze z przedszkola czy z podstawówki zawsze stawiali mnie w ostatnim rzędzie, bo nie dość, że najgrubsza to jeszcze przewyższałam wzrostem moich rówieśników. Nikomu kto był w podobnej sytuacji nie muszę chyba tłumaczyć jakie to uczucie. Dzieci zazwyczaj mnie lubiły i akceptowały, bo byłam zawsze uśmiechnięta i koleżeńska, ale znalazły się i osoby, które wyzywały mnie na szkolnym komentarzu. Yeti, Bambaryła, Gruba Berta... Trochę było tych niemiłych "ksywek", ale nie warto o tym pisać. Na początku bardzo się tym przejmowałam i chciałam być taka jak inni. Mama wytłumaczyła mi wtedy, że zachowują się tak, bo mnie nie znają i żebym nie dała sobie wmówić, że jestem kimś gorszym. Ludzie są różni i gdyby każdy był jednakowy, byłoby na świecie nudno. Ważne, żeby być miłym i wesołym, bo piękno nie polega tylko na tym, czy ktoś jest gruby czy chudy, to coś znacznie więcej.
Po jej słowach nie przejmowałam się już złośliwymi docinkami i skupiłam się na osobach, które lubią mnie i akceptują taką jaka jestem. Schody zaczęły się jednak gdy trafiłam do liceum i spodobał mi się jeden chłopak z klasy. Byliśmy dobrymi kolegami ale w głębi duszy wiedziałam, że nie mam u niego żadnych szans. To wtedy zaczęłam się odchudzać mając nadzieję, że w końcu zwróci na mnie uwagę i zacznie traktować jak kogoś więcej niż przyjaciółkę. Tak się jednak nigdy nie stało, a ja nabawiłam się w tym czasie strasznych kompleksów.
Przez jakiś czas próbowałam różnych diet, uprawiałam sport, lecz kilogramy szybko do mnie wracały. Efekt jo-jo potęgował uczucie niezadowolenia. Czułam się sfrustrowana, smutna i żyłam w przekonaniu, że nikt mnie nigdy nie pokocha. W końcu za namową przyjaciół wzięłam się w garść, zaczęłam o siebie dbać, chodzić na imprezy i w ogóle wychodzić do ludzi. To wtedy zrozumiałam, że nieważne kilogramy. Ważne jak ja się z sobą czuję. Jakiś czas potem poznałam tego jedynego, z którym jestem do dziś. Dzięki K. czuję się piękna, kobieca i dodatkowe kilogramy w niczym tu nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie! Zdałam sobie sprawę, że kobiece kształty mogą być tez atutem. Wszystko zależy od tego jak je wyeksponujemy.
Na moim blogu będę pisała Wam o swoich perypetiach, czasami z lekkim przymrużeniem oka ;) i starała się służyć radą co do doboru stroju, w którym mimo dodatkowych centymetrów tu i ówdzie można czuć się seksownie i kobieco, ale o tym już w następnym wpisie.

16 komentarzy:

  1. Witaj :) Miło Cię poznać. Muszę przyznać, że czytając Twoją historię, miałam de ja vu. Jakbym czytała o sobie w dzieciństwie. Zawsze najwyższa, zawsze największa. Guliwer, dinozaur - to tylko te delikatniejsze przezwiska. I masz całkowitą rację - najważniejsza jest samoakceptacja. Jak Ty zaakceptujesz siebie, inni pójdą Twoim śladem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się robić dobrą minę do złej gdy, ale w głębi duszy marzyłam, żeby być taka jak inne dzieciaki, móc ubierać się w te same ciuchy... a na mnie wszystko było za małe i czułam się jak wielka Buka. Teraz lubię siebie i nie chciałabym być nikim innym, ale na to wszystko trzeba było czasu...

      Usuń
  2. Twój blog zapowiada się bardzo fajnie. Jestem przekonana, że będziesz w stanie pomóc wielu osobom w zaakceptowaniu siebie i polubieniu swojego ciała. Trzymam za Ciebie kciuki i życzę Ci dużo wytrwałości i chęci do blogowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kochana! Mam nadzieję, że dzięki temu trochę osób uwierzy w siebie i w to, że mając kilka dodatkowych kg też można być sexy dla ukochanego, a przede wszystkim dla samej siebie :)

      Usuń
  3. Zapowiada się ciekawie :)
    Żyjesz dla siebie. Najważniejsze, byś Ty czuła się ze sobą dobrze. Nie patrz na innych. To Twoje (a z tego co piszesz to może już raczej Wasze? :) ) życie. Nie pozwól wcisnąć się w schematy i szufladki, w które chcą Cię wepchnąć inni ludzie.
    Warto jednak uważać, by nie przegiąć i tą drugą stronę. Mimo predyspozycji genetycznych warto się czasem trochę poruszać i zwracać uwagę na to co się je. Tu nie chodzi tylko o wagę ale również o to, ile energii mamy na codzień.

    ps. Spoglądając na zdjęcie w życiu nie oceniłbym Cię jako osobę puszystą! Może jesteś po prostu zbyt wymagająca wobec siebie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :). Masz rację, nie warto popadać w skrajności... Ja staram się nie jeść chipsów, fast foodów i śmieciowego jedzenia. No wiadomo, od czasu do czasu zdarza mi się zaatakować Nutellę, ale bez przesady... Jem normalne obiady, nie robię dokładek, ale też nie głodzę się za wszelką cenę. Chyba dałeś mi pomysł na kolejny wpis, dzięki :*

      Usuń
  4. Niby samoakceptacja jest ważna, ale ostatnio za bardzo gloryfikuje się nadwagę i niedowagę. Skrajności próbuje podpisać się pod coś normalnego i nie walczyć z tym. Wiadomo, jeśli nadwaga jest niewielka (albo i niedowaga) i nie da się osiągnąć wagi idealnej dla siebie, trzeba się zaakceptować, ale kiedy zaczyna się to odbijać na zdrowiu, lepiej chyba zapracować się trochę i poprawić swój stan. Widać na wielu przykładach, że da się. Po prostu trzeba wiedzieć, kiedy się zaakceptować, a kiedy popatrzeć na siebie krytycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest w ogóle znacznie szerszy temat. Też uważam, że gloryfikowanie otyłości nie jest czymś dobrym, ale z drugiej strony nasze społeczeństwo jest bardzo mało tolerancyjne dla osób otyłych i nie tylko. Wystarczy, że trochę się różnisz i już wytykają palcem i szepczą za plecami. Ja chciałabym pokazać innym, że mimo tego można pokochać siebie i nie zwracać uwagi na te przykre docinki. A może inni, którzy nie są w takiej sytuacji też się zastanowią trochę nad tym co mówią, bo słowa niestety potrafią ranić :(

      Usuń
  5. Wyglądasz pięknie. Gratuluję akceptacji. Dla mnie piękno, ale też styl i moda to coś ponad metką-zarówno tą z rozmiarem jak i marką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Samoakceptacja to ciężka praca i czasami łapię dołki. To nie jest tak, że już kompletnie nic mnie nie rusza. Ostatnio jakaś laska w przymierzalni gadała niby szeptem do swojej przyjaciółki, że po co ta obok (w sensie ja) w ogóle mierzę takie rzeczy, i tak będę w tym wyglądała do niczego :/

      Usuń
  6. Piękny wpis ;-) napewno będę tu często zaglądała. I gratuluję samoakceptacji bo to jednak najważniejsze. i pięknie wyglądasz ;-) nie zawsze z nadprogramowymi kilogramami wygląda się źle, możemy się gorzej czuć a co do wyglądu to zależy też od wyeksponowania tego co najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się staram robić. Ogólnie u góry jestem trochę szczuplejsza, ale mam duży tyłek i uda, więc staram się ubierać raczej sukienki takie luźne u dołu, a obcisłe u góry. W ogóle to temat na osobny wpis :). Można się ubrać tak, że nawet będąc przy kości wygląda się sexy.

      Usuń
  7. Ogromna mądrość Mamy <3 Niestety często spotykam się z tym, ze mamy i córki podsycają w sobie niezadowolenie ze swojego ciała i "motywują" do zmian. Świetny wpis, a Ty jesteś przepiękna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam właśnie taką koleżankę. Umówiły się z mamą, że będą razem się odchudzać i będzie im dzięki temu łatwiej. Skończyło się tym, że wpadła w anoreksję :/

      Usuń
  8. Ja początkowo byłam ta gorsza, bo młodsza od całej klasy (poszłam do szkoły wcześniej) i jeszcze córka nauczycielki. A potem ta, która ma krzywe nogi. Do dziś mam kompleksy. Cóż, tyle że teraz z tym spokojnie żyję, a wtedy wydawały mi się to problemy nie z tej ziemi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam, że z wiekiem uodporniamy się na takie rzeczy. Druga sprawa, że dzieci mogą być naprawdę okrutne, dorośli mają więcej skrupułów...

      Usuń